Obejrzałem 7 z 8 odcinków The Alaska Experiment.
Program jest niepodobny do niczego. Zaczyna się jak reality show. Poszczególne teamy "wysadzane" są w odpowiednich punktach, dostają mapę z zaznaczoną pozycją bazy i kompas. Na grzbietach targają plecaki z podstawowym sprzętem biwakowym i ciuchy. Nie ma elementu rywalizacji. Mają dotrzeć w konkretny punkt i tyle.
Podział na teamy to:
1. Ojciec i 2 córki z nadwagą. Baza to obszerna kabina myśliwska (rybacka) nad zatoką. (Pierwsi dotarli do bazy)
2. Para (facet z babką). Baza nad samym brzegiem w postaci dużego namiotu. Do bazy dopłynęli w 2 etapach kajakami morskimi.
3. Małżeństwo. Baza w pobliżu jęzora lodowcego. Mała chatka myśliwska. Do bazy dotarli na butach bodajże w 2 dni (facet wysiadał - nadwaga)
4. Para+1. Grupka przyjaciół. Baza nad jeziorem (domek myśliwski). Doszli do niej chyba najpóźniej bo najpierw pobłądzili a później jeszcze wyszli na bagna.
Co do wyposażenia baz. Na miejscu mają wszystko. Narzędzia (piły, siekiery, gwoździe), gary do pasteryzowania żywności i puste słoiki, wędki (później dostają broń palną), sieci. Mają również lampy naftowe, piecyki i przerózniste gary i foremki, czyściutkie kubły aluminiowe na śmieci/wodę. Do tego trochę zapychaczy (ryż, fasola, kartofle), mąka, tłuszcze (np. masełko orzechowe)
Zwierzyna w okolicy to przede wszystkim łososie (koniec sezonu, grupa na lodowcu bez dostępu), kozice górskie? (grupy nad oceanem bez dostępu), łosie (tylko dla grup nad oceanem) i małe zwierzęta (króliki, pardwy, wiewiórki - grupy nad jeziorem i przy lodowcu). Dodatkowo jako atrakcja niedźwiedzie i wilki.
Ogólnie robią sporo byków. Ubawił mnie komentarz mojej żony gdy ekipa nr 3 przedsięwzięła 2 godzinną wyprawę po wodę wypływającą spod lodowca: "Po jaką cholerę oni łażą 2 godziny po wodę jak na ich chatkę spadł śnieg?".
Dopiero później załapali, że jednak na 2 osoby można śniegu natopić.
Inna scena po której ryłem ze smiechu to jak ojciec poszedł na ryby jego córy zaczęły wcinać zapasy żywności (wspomniane wcześniej masło orzechowe). I nie wiem co to za odmiana ziemniaka ale jadły go na surowo. Później też było nie lepiej. Ojciec się szarpał a one markowały robotę.
Producenci wymyślili jedno zadanie, które skojarzyło mi się z reality show: odwiedziny.
I tak ekipa od kajaków podreptała na piechotę wzdłuż wybrzeża do tatuśka z córami. Ekipa znad jeziora wyszła w odwiedziny do ekipy na lodowcu (bodajże szli 3 dni więcej niż planowali)
Większe babole wychwycone:
- wieszanie mięsa z ubitej kozicy przy samej chatce (ekipa 3, później bali się wyjść bo wilki kręciły się w pobliżu),
- rąbanie ściętych bali od razu na kawałeczki (ekipa 4, mogli najpierw zebrać tyle bali ile się da a później jak śnieg utrudni dostęp do lasu łupać to co zgromadzili)
- nie postawili sideł na małe zwierzęta (nie wiem czy mogli)
- pomysł z łączeniem grup (wyżarli zapasy a mieli broń tylko na małe zwierzęta)
- robienie pułapek na kraby w dzień (mieli lampy naftowe) - krabów nie złapali
- kiepski podział zadań w grupach 1 i 4 ( tata robi wszystko - córy markują, faceci tną drzewa na opał a babki z wędką nad wodą nie uświadczysz...)
- upolowane 2 pardwy (na 5 osób) są obdzierane ze skóry zamiast sparzyć wrzatkiem i oskubać (stracili najbardziej bogatą w tłuszcze część zdobyczy)
Ostatni odcinek - wspomnienia przy kominku z ich przewodnikiem i Lesem Stroudem zostawiłem sobie na później...